To jest chyba najgorsze uczucie. Tak bardzo chcesz coś zrobić, masz w głowie dokładny obraz – jak ma wyglądać zdjęcie i ….. nagle, przysłowiowa dupa zalęga się w zwojach mózgowych. Jakkolwiek by się nie poprzesuwało tych wszystkich strasznych strzałeczek, ile razy by się balans bieli zmieniało, niezależnie ile by się warstw, masek i innych dziadostw foptoszopowych wykorzystało – nic nie wychodzi.
Nie mam bladego pojęcia co się roi w głowach innych fotografów, ale mi się zdarza, że nad jednym zdjęciem siedzę czasem 2-3 dni. Dłubię, maluję, mocuję się z twórczą niemocą i beczeć mi się chce bo „przeeeeecież ja nic nie uuuuumieeeem [chlip], nic mi nie wychodzi [chlip, smark], wszystko to beeeeznadzieeejaaa [chlip, smark, chrząk]„. I wtedy przychodzi moja mądrzejsza i twardo stąpająca po ziemi połowa naszego fotograficznego związku, tzw. Mąż, przytula i szepcze cichutko: „Oj żona, żona…. ucho ci obetnę, chcesz?”
Niemoc twórcza
9
-
No zdarza się parę razy w roku, że pytają dlaczego zajęłam się właśnie tym.